4 rzeczy, których nauczyło mnie fryzjerstwo.

Podobno nie warto wracać do przeszłości. Żyć tu i teraz, carpe diem, biegać po łące i nie martwić się o kolejny lockdown. Jednak, tu gdzie jesteś teraz, doprowadziły Cię wydarzenia z przeszłości. Są te miłe i te średnie ale wszystkie ważne. Do tych związanych z fryzjerstwem, wracam z uśmiechem, bo dały mi bardzo dużo. Jakie wartości wyniosłam z praktyk? Czego nauczyło mnie fryzjerstwo?

Otwartość na ludzi

Kiedy zaczynałam naukę w Zasadniczej Szkole Zawodowej, miałam 16 lat. Byłam cichą, nieśmiałą dziewczyną. Nigdy nie byłam w grupie najbardziej lubianych dziewczyn w klasie. Trzymałam się z boku. Na praktykach jednak musiałam przełamać tę nieśmiałość. Myślę, że, zostałam rzucona na głęboką wodę, bo w pracy jak to w pracy nikt nie trzymał mnie pod ochronnym parasolem. Zadanie musiało zostać wykonane. Pamiętam, stres, kiedy miałam rozczesać klientce włosy, kiedy pierwszy raz obcinałam włosy. Szczerze, wolałam zamiatać podłogę i myć kibel niż dotykać obcych włosów.
Wykonywanie poleceń innych w salonie to w sumie luzik przy tym, kiedy byłam posłańcem załatwiania prywatnych spraw szefowej. Konkretne zadania, które (o, borze) wymagały interakcji z innymi obcymi ludźmi.

Pewnego dnia na praktykach poszłam odebrać buty szefowej od szewca. Był to zakład szewski, niedaleko salonu na osiedlu, wiesz, po schodkach na dół w bloku. Pracował tam pan, który miał już swoje lata, bardzo miły człowiek. Tak więc odebrałam te buty, przyniosłam szefowej, a ona mnie opierdzieliła. Bo nie sprawdziłam ich, zanim je wzięłam i że jej się nie podoba, jak są zrobione. Muszę tam wrócić i powiedzieć temu człowiekowi, że to jakaś fuszerka, beznadzieja i ma to naprawić albo zwrócić kasę. Pomyśl teraz, co przeżywałam, nieśmiała dziewczynka miała pójść opierdzielić starszego człowieka za kogoś innego i powiedzieć, że ma mi oddać kasę. Oczywiście, że chciałam się zapaść pod ziemię, ale musiałam to załatwić. Po drodze spaliłam kilka papierosów (tak, załatwienie jakiejś sprawy to była okazja na fajkę) zanim znalazłam odwagę, by tam wrócić. Poszłam do Pana i miałam odwagę tylko cichym głosem powiedzieć, że szefowej nie podoba się i prosi, aby to lepiej zrobić.

Z perspektywy czasu teraz ta historia wywołuje uśmiech na mojej twarzy, ale doceniam to, jaką drogę przeszłam, ucząc się śmiałości i otwartości do ludzi. Nie mogłam uciekać przed rozmową z klientem, to ważna część tej pracy.

Odpowiedzialność za siebie i za to co robię

Oraz to, że sama podejmuje decyzję. Kiedy klientka siada na fotel, musi mi zaufać. Ja nie chcę jej zawieść. Jeśli popełnię błąd, muszę wziąć za niego odpowiedzialność.
Za szybko zmyłam rozjaśniacz? To była moja decyzja. Za krótko obcięłam grzywkę? To mój błąd. To mi spadła maszynka na podłogę i nie działa. Przyznam się do tego (choć, z perspektywy czasu patrząc, nie powinnam była zgadzać się jej odkupić za własne pieniądze-taka historia też była). Nauczyłam się też wyciągać wnioski z takich sytuacji. Obiecywałam sobie, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy tak zrobiłam.

Jest jeszcze ta dobra strona. Zrobiłam zajebisty kolor klientce, obie jesteśmy zachwycone z efektu, to też moje. To duma z siebie samej i ona motywuje i napędza po więcej.
Odpowiedzialność to też punktualność w przychodzeniu do pracy. To też przychodzenie do pracy po całonocnej imprezie.

Nie myśl szablonowo

Nauczyłam się, że we fryzjerstwie, jak i w życiu na wielu obszarach, nie ma jednej magicznej formuły, która pasuje do wszystkiego i każdego. Każdy przypadek jest inny, każde włosy są inne, każdy klient i klientka ma inne oczekiwania inny charakter. Mieszanka farb, która sprawdziła się u jednej pani, nie koniecznie sprawdzi się u innej. To, co widać na zewnątrz, niekoniecznie takie jest i w środku, jak podczas dekoloryzacji. Do każdej klientki/klienta podchodzi się indywidualnie. Każde włosy, jak i ich właściciel ma swoją historię.

Niezależność finansowa jest zajebista

Wrócę na chwilę znowu do dziewczyny, która ma 16 lat. Dostaje swoją pierwszą wypłatę bodajże 130 zł i może kupić sobie sama buty. Radość, radość, radość.
W połowie drugiej klasy szkoły zawodowej miałam zaległości, wolałam chodzić do pracy niż do szkoły. Szefowa zaproponowała mi, że przejdę na przyuczenie do zawodu. Czyli zamiast szkoły pójdę na kurs do Izby Rzemieślniczej przygotowujący do czeladnika. Wtedy kiedy chodziłam tylko do pracy, na pełen etat (plus wszystkie soboty pracujące) wypłatę odbierałam w wysokości 800 zł. Dla mnie to było bardzo dużo pieniędzy.

Później już była tylko tendencja wzrostowa. Szczerze, pieniądze nie były dla mnie wyznacznikiem. Nigdy nie patrzyłam tylko na kwestie finansowe. Zmieniałam miejsca pracy, patrząc bardziej na swój własny rozwój. Jednak dostrzegłam szybko tę zależność. Kiedy umiem więcej, przyjmuję więcej klientów, więcej pracuję, za tym idzie większa wypłata.
W wieku 21 lat miałam własne auto, kredyt był na tatę, ale spłaciłam go sama. Utrzymywałam, tankowałam to auto sama. Fajny moment, kiedy mogłam wejść do douglasa po tusz do rzęs, a nie kupić w necie, bo tańszy.
Oczywiście, na każdym etapie w życiu potrzeby są inne, ale nauczyłam się, mieć zawsze swoje zarobione pieniądze.

Fryzjerstwo, praca w salonie to ⅓ mojego życia. Zaczęłam w wieku, w którym twierdziłam, że jestem taka dorosła, a jednocześnie nic nie wiedziałam o życiu. Choć na praktykach nie było łatwo, to one włożyły mi do głowy sporo wartości. Właśnie takich życiowych. Co ważne, trafiłam też na dobrych ludzi na swojej drodze. Po prostu. Wyfrunęłam z gniazdka spełniać marzenia.

Ściskam, Ada.

Dodaj komentarz